
Co to jest: chodzi, rozgląda się, szuka, węszy, wyłuskuje, przenosi i pieczołowicie notuje? Podpowiedź: prawdopodobnie masz z tym czymś do czynienia co najmniej kilka razy dziennie i nie jest to pies sąsiada ani nadgorliwy kelner…
Mam na myśli naturalnie roboty sieciowe, którym przypisuje się takie antropomorficzne działania, można bowiem powiedzieć, że robot „chodzi” po stronach i „węszy” za „kąskiem” w postaci określonych wyrażeń wpisanych w okno wyszukiwarki przez internautę. Roboty te to oczywiście nie są żadne mechaniczne stworki ukryte w sieci i człapiące po niej na żądanie, lecz sprawne programy komputerowe działające na komendę algorytmu. Jednak nie można powiedzieć, że wszystkie roboty są do siebie podobne: bo wyszukiwarek też jest całkiem sporo (w co nam, googlofilom, trudno uwierzyć – bo po co korzystać z innych globalnych wyszukiwarek, skoro w Google jest praktycznie wszystko??).
Obok bardzo wartościowych wyszukiwarek krajowych, nakierowanych na określony obszar językowo-gospodarczy i stanowiących cenną bazę firm istnieją wyszukiwarki pretendujące do konkurenta Google. Jakie są różnice w ich działaniu? (pomijam milczeniem olbrzymią liczbę użytkowników, których pożarł nasz poczciwy rekin internetowy, korporacja Google 😉 ). Jak donosi Andrzej Szewczyk („Google dla praktyków” – na papierowym papierze 😉 ) wyszukiwarki różnicują się pod względem:
- Konieczności zgłaszania stron do wyszukiwarek – niektóre roboty nie wywęszą nowego serwisu, jeżeli nie napisze się ładnego podania z prośbą o indeksację. Rozpatrzenie takiej petycji trwa kilka tygodni, a w tym czasie nasi konkurenci panoszą się na liście wyników wyszukiwania, podczas gdy my czekamy w ogonku petentów. Na szczęście Google lubi i docenia ambitnych: nowa strona może znaleźć się w bazie znanej robotom i „lubianej” przez nie, o ile umiejętnie umieści się odsyłacze na stronach już znanych.
-
Czasu oczekiwania na pierwsze odwiedziny robota – kwestia zależna od powyższego podpunktu.
-
Typu indeksowanych dokumentów – niektóre wyszukiwarki nie widzą innych formatów poza tekstową zawartością stron WWW.
-
Zasięgu wyszukiwarki – jak wspomniałam wyżej, niektóre z wyszukiwarek ograniczają się do domen z rozszerzeniem krajowym.
-
Ograniczenia rozmiaru pobieranych plików – niektóre roboty widzą tylko pierwsze partie tekstu. Bądź tu mądry i uprawiając marketing internetowy wmontuj wszystkie wyrażenia kluczowe do pierwszego akapitu…
-
Zasad ustalania kolejności dokumentów w odpowiedzi na konkretne zapytanie – ktokolwiek widział, ktokolwiek wie… Krótko mówiąc – sekret. Ale bystrzy googlomaniacy wiedzą, co roboty lubią i tym je karmią. I na tej wiedzy opiera się także reklama w Internecie.
-
Wpływu elementów języka HTML na indeksowaniu – niektóre roboty lubią taki ogonek w kodzie, inne – inny.
-
Uwzględniania odsyłaczy prowadzących do strony – gdyby się ktoś zastanawiał, co tak pieczołowicie robią pozycjonerzy.
-
Częstotliwości odświeżania indeksów – szczerze mówiąc, robot wchodzi bez pukania.









