
Według niektórych użytkowników Sieci, ciemną stroną ery Web 2.0. jest przepływ informacji o użytkownikach w stronę właścicieli portali i administratorów sieciowych.
Prawda jest taka, że istotnie w Internecie są gromadzone różnorakie informacje na ich temat. Tylko czy uzasadnione jest wieszczenie, że ktoś zrobi z nich masowy użytek na naszą niekorzyść? Obawiamy się tego, co nieznane, przedstawię więc pokrótce metody – i powody – wyszukiwarki Google na wyciąganie danych o internautach.
Przede wszystkim powinniśmy sobie uświadomić, po co powstała wyszukiwarka Google: by udostępnić milionom ludzi nieprzebrane dane sieciowe. Informacje gromadzone na setkach, tysiącach, milionach stron WWW stały się w ten sposób częścią sfery publicznej i wspólnym dobrem społeczeństwa informacyjnego. Powszechna dostępność nie oznacza niekontrolowanego użytku. Użytkownicy są w różny sposób proszeni o przedstawienie się – i wydaje się być to naturalną koniecznością, internetowym przejawem grzeczności i dobrych zamiarów.
Uzyskiwanie danych przebiega poprzez:
- Formularze Google, czyli konieczność zalogowania się do konta. W formularzach wymagane jest podanie podstawowych informacji na swój temat. Każdorazowe zalogowanie się do konta jest rejestrowane, administrator może więc stwierdzić, kiedy pani Kowalska sprawdzała pocztę lub korzystała z innych opcji udostępnianych przez Google;
- Cookies, czyli ciasteczka – są stosowane we wszystkich przeglądarkach. Pliki te zawierają podstawowe dane o użytkowniku,na przykład adres IP, umożliwiając jego identyfikację i pozwalając na spersonalizowanie wyglądu strony. Ciasteczka są więc źródłem wiedzy o osobach siedzących przed monitorem – wiedzy, która służy ich interesom, pozwala bowiem określić, jacy internauci co lubią oglądać i jakich treści poszukują.
- URL, czyli adres wyszukiwanych stron – pozwala na geolokalizację internauty.
- Google Analytics – narzędzie dostarczające statystyk i innych danych liczbowych służących właścicielom stron do oceny oglądalności witryn. Korzysta użytkonik, korzysta Google, które dzięki nim jest w stanie określić tendencje wyszukiwania właściwe danemu użytkownikowi.
- Web Beacons – transparentne obrazki pobierane przez internautę nieświadomie, gdy wchodzi on na strony je zawierające. Google rejestruje użytkowników (ich komputery), gdy pobiorą Beacons.
Jeśli przyjrzeć się tym „metodom wywiadowczym”, widać, że polegają one po prostu na ochronie przed anonimowym pobieraniem informacji – gdy dajemy coś innym, chcemy przynajmniej widzieć ich twarz, prawda? Ponieważ jednak Google nie jest organizacją charytatywną, lecz również przestrzenią reklamy, przekroje demograficzne (czyli rozpoznawanie struktury wiekowej, zawodowej, społecznej w określonym obszarze geograficznym) pozwalają na umiejętne nakierowywanie komunikatów marketingowych. Dzięki opcjom personalizowania reklam trafia do nas reklama, która potencjalnie okaże się pomocna właśnie nam.
A jeśli ktoś obawia się, że zebrane przez korporację dane zostaną wykorzystane do przejęcia władzy nad światem, lojalnie przedstawiam humorystyczny scenariusz – w obrazkach. Na początek: Google do płatków i do kawy…. Google górujące nad Paryżem:
Oraz nowa wersja Google Maps i groźba opanowania umysłów naszych dzieci…

Zdjęcia pobrano ze strony:
http://trinixy.ru/2008/06/24/esli_juy_mirom_pravil_gugl_18_kartinok.html